Jestem chora. I właśnie dlatego nic nie piszę od paru dni. Wycieńczyła mnie praca zaraz po świętach. Odpadło mi gardło i mam gorączkę. A jutro u nas na mieszkaniu impreza sylwestrowa...
I co ja teraz zrobię? Gdyby była gdzie indziej to mogłabym po prostu na nią nie pójść... A tak? Mój pokój został przeznaczony na salę taneczną! Chyba po prostu umrę...
Dobrze, że zajęcia dopiero od 7 stycznia. Może chociaż do wtedy wyzdrowieję. Szczególnie, że dziesiątego jedziemy z mym mężusiem na romantyczny wypad do term.
Idę z powrotem spać.
poniedziałek, 30 grudnia 2013
piątek, 27 grudnia 2013
Święta, święta i po świętach...
Tak właśnie jest. Nie miałam wcale czasu, by coś napisać. Nawet kompa włączyłam tylko dwa razy. Przede wszystkim by sprawdzić kiedy idę do pracy. Okazało się, że dzisiaj... Ale mi się nie chce... Szczególnie, że mam zamknięcie. I to z taką bardzo powooolną dziewczyną. Jak skończymy przed północą to będzie okey...
Na święta dostałam przede wszystkim kapcie (takie cieplusie z których nie chce się wychodzić) i maszynkę do mielenia i szatkowania. Teraz będę zmuszona robić mojemu mężusiowi placki ziemniaczane skoro mam specjalną wkładkę do tego.
Poza tym zaliczyłam w tym roku dwie wigilijne kolacje. Najpierw u teściów, gdzie było strasznie sztywno, potem u moich rodziców. A że moja rodzina lubi się napić w swoim towarzystwie, to przez całe święta było ciekawie :P Skakaliśmy pomiędzy teściami (gdzie nocowaliśmy, bo u moich rodziców już miejsca nie było), a moimi rodzicami.
Cholera... Właśnie sobie uświadomiłam, że zapomniałam zabrać jemiołę z domu... A chciałam na Sylwestra ją powiesić na mieszkanku... :(
Ech... Mniejsza z tym. Kończę już, bo przed wyjściem do pracy przydałoby się coś zjeść. Tak właściwie to dzisiaj cały dzień spałam, więc trochę życia do domu cza wprowadzić =P
Na święta dostałam przede wszystkim kapcie (takie cieplusie z których nie chce się wychodzić) i maszynkę do mielenia i szatkowania. Teraz będę zmuszona robić mojemu mężusiowi placki ziemniaczane skoro mam specjalną wkładkę do tego.
Poza tym zaliczyłam w tym roku dwie wigilijne kolacje. Najpierw u teściów, gdzie było strasznie sztywno, potem u moich rodziców. A że moja rodzina lubi się napić w swoim towarzystwie, to przez całe święta było ciekawie :P Skakaliśmy pomiędzy teściami (gdzie nocowaliśmy, bo u moich rodziców już miejsca nie było), a moimi rodzicami.
Cholera... Właśnie sobie uświadomiłam, że zapomniałam zabrać jemiołę z domu... A chciałam na Sylwestra ją powiesić na mieszkanku... :(
Ech... Mniejsza z tym. Kończę już, bo przed wyjściem do pracy przydałoby się coś zjeść. Tak właściwie to dzisiaj cały dzień spałam, więc trochę życia do domu cza wprowadzić =P
sobota, 21 grudnia 2013
Przerwa Świąteczna
W końcu wyszło na to, że nie pojechałam w czwartek do domu. Za to jak zaplanowałam - poszłam na wigilię pracowniczą. Chyba się zepsułam, bo już nie potrafię tak jak kiedyś wpierniczać słodyczy na maksa przez cały wieczór. Dojrzewam albo cóś...
A tak w ogóle to dostaliśmy z pracy w ramach prezentu świątecznego po kubku ze Starbaksa. Na szczęście nie takie jednorazówki papierowe, tylko porządną ceramikę. Jest odpowiednio duży jak dla mnie, więc może się na coś przyda. Dzisiaj jadąc pociągiem piłam z niego herbatkę. Bo lubię jeździć z termosem. Szczególnie, że nie zjadłam rano śniadania, a jedzie się ponad dwie godziny. A wczoraj jeszcze nie zjadłam kolacji... Więc od wczoraj od godziny około 18 do dzisiaj do około 14 miałam dietę herbaciano-soczkową. Bo z pracy w ramach staffu biorę zawsze soczek pomarańczowy, więc wzięłam jeden na drogę.
Ale jestem chaotyczna :P To przez to, że właśnie oglądałam z moją siostrą pierwsze cztery odcinki "Sayonara Zetsubou Sensei". Jak to ściągnęłam i obejrzałam pierwsze dwa odcinki, to stwierdziłam, że jest to tak porąbane anime, że muszę je z moją sis obejrzeć. Bo taki mamy układ, że razem oglądamy popieprzone animce.
Zrobię po skończeniu serii jakąś recenzję, jeśli będę w stanie. Ale będzie to pewnie po świętach, bo chyba sobie zrobię ferie świąteczne od pisania na blogu. Bo tak wszystko się szybko dzieje, że chyba cza odpoczywać, a nie jeszcze to spisywać. No chyba, że będę czuła niezmierną ochotę napisania czegoś tak jak teraz =P
Poza tym grałam wczoraj z moim mężem w "Kupców i Korsarzy". Zajebiaszcza planszówka, tylko troszkę niedopracowana. Ale w necie można znaleźć oczywiście poprawki, by się lepiej grało. Mieliśmy grać jeszcze z jedną parką z mieszkania, ale musieli oni ogarnąć trochę w swoim pokoju, bo przez tą wprowadzkę nie da się nawet z jednego końca na drugi przejść nie potykając się o kartony... Wygrałam! Przez to, że moje kochanie zostało zaatakowane w ciągu jednej tury przez dwa okręty niezależne. Ale nie będę tłumaczyć więcej, bo to nie ma sensu. Jak ktoś nie grał to i tak nie zrozumie, a jak grał to sobie wyobrazi co się stało.
Kupiłam mojej siostrze prezent na święta. Standardowo płótno do malowania :P
Zjadłam dzisiaj pomidorową zupkę. Mamusia zrobiła. Kocham pomidorówkę.
I kocham jeździć pociągiem. Ogólnie lubię podróżować. Niekoniecznie gdzieś dotrzeć jako tako, ale lubię jeździć. Co prawda jeśli samochodem, to najlepiej jest gdy prowadzę lub siedzę obok kierowcy, bo mam lekką chorobę lokomocyjną... A tak poza tym to chyba chciałabym jeszcze spróbować latania. Jeszcze nigdy nie latałam. Może jednak się zapiszę do koła naukowego lotników...?
Idę spać chyba, bo od tygodnia się nie wyspałam porządnie.
A! I Kotę w końcu potuliłam i pomęczyłam. Stęskniłam się za nią :D
A tak w ogóle to dostaliśmy z pracy w ramach prezentu świątecznego po kubku ze Starbaksa. Na szczęście nie takie jednorazówki papierowe, tylko porządną ceramikę. Jest odpowiednio duży jak dla mnie, więc może się na coś przyda. Dzisiaj jadąc pociągiem piłam z niego herbatkę. Bo lubię jeździć z termosem. Szczególnie, że nie zjadłam rano śniadania, a jedzie się ponad dwie godziny. A wczoraj jeszcze nie zjadłam kolacji... Więc od wczoraj od godziny około 18 do dzisiaj do około 14 miałam dietę herbaciano-soczkową. Bo z pracy w ramach staffu biorę zawsze soczek pomarańczowy, więc wzięłam jeden na drogę.
Ale jestem chaotyczna :P To przez to, że właśnie oglądałam z moją siostrą pierwsze cztery odcinki "Sayonara Zetsubou Sensei". Jak to ściągnęłam i obejrzałam pierwsze dwa odcinki, to stwierdziłam, że jest to tak porąbane anime, że muszę je z moją sis obejrzeć. Bo taki mamy układ, że razem oglądamy popieprzone animce.
Zrobię po skończeniu serii jakąś recenzję, jeśli będę w stanie. Ale będzie to pewnie po świętach, bo chyba sobie zrobię ferie świąteczne od pisania na blogu. Bo tak wszystko się szybko dzieje, że chyba cza odpoczywać, a nie jeszcze to spisywać. No chyba, że będę czuła niezmierną ochotę napisania czegoś tak jak teraz =P
Poza tym grałam wczoraj z moim mężem w "Kupców i Korsarzy". Zajebiaszcza planszówka, tylko troszkę niedopracowana. Ale w necie można znaleźć oczywiście poprawki, by się lepiej grało. Mieliśmy grać jeszcze z jedną parką z mieszkania, ale musieli oni ogarnąć trochę w swoim pokoju, bo przez tą wprowadzkę nie da się nawet z jednego końca na drugi przejść nie potykając się o kartony... Wygrałam! Przez to, że moje kochanie zostało zaatakowane w ciągu jednej tury przez dwa okręty niezależne. Ale nie będę tłumaczyć więcej, bo to nie ma sensu. Jak ktoś nie grał to i tak nie zrozumie, a jak grał to sobie wyobrazi co się stało.
Kupiłam mojej siostrze prezent na święta. Standardowo płótno do malowania :P
Zjadłam dzisiaj pomidorową zupkę. Mamusia zrobiła. Kocham pomidorówkę.
I kocham jeździć pociągiem. Ogólnie lubię podróżować. Niekoniecznie gdzieś dotrzeć jako tako, ale lubię jeździć. Co prawda jeśli samochodem, to najlepiej jest gdy prowadzę lub siedzę obok kierowcy, bo mam lekką chorobę lokomocyjną... A tak poza tym to chyba chciałabym jeszcze spróbować latania. Jeszcze nigdy nie latałam. Może jednak się zapiszę do koła naukowego lotników...?
Idę spać chyba, bo od tygodnia się nie wyspałam porządnie.
A! I Kotę w końcu potuliłam i pomęczyłam. Stęskniłam się za nią :D
środa, 18 grudnia 2013
Zapierdziu...
Dzisiaj miałam do pracy na 9. Fajnie by było się przedtem wyspać. Ale ja się nigdy nie wysypiam, jeśli mam wstać przed 9. Szczególnie, gdy do 2 w nocy nie śpię.
Czemu nie spałam? Oczywiście przez tę hałastrę mieszkającą ze mną :P Nie wiem komu innemu przychodzi do głowy pół godziny po północy, że trzeba posprzątać w kuchni. Bo nasi nowi współlokatorzy są teraz zatopieni w kartonach przeprowadzkowych. Od tygodnia się wprowadzają. Powoli... I w końcu wczoraj postanowiliśmy się wprowadzić wszyscy do tych nowych półek o których wspominałam. Kuchennych. Po północy, po (tylko!) kieliszku wina na głowę...
Więc - byłam w pracy 9-16. Zgodziłam się przyjść też jutro. Biorąc to pod uwagę prawdopodobnie nie będę miała kiedy napisać na blogu. W końcu:
- wstanę o 7~8 i spróbuję zjeść śniadanie (nie wiem czemu, ale z rana nie potrafię jeść)
- wyjdę z domu około 8:25 na tramwaj lub na pieszo z współlokatorem do pracy
- od 9:00 do 16:30 będę w pracy
- potem się przebiorę i na zajęcia
- zaczną się o 17:05, skończą około 18:35
- na tramwaj i do domu
- zjem coś, spakuję się
- pojadę na wykład z walizką lub od razu za pkp (zależy jeszcze kiedy skończę się pakować)
- 20:57 do 23:20 podróż pociągiem
- odbierze mnie siostra
- pójdę spać
Chyba, że będzie niewyobrażalny ścisk w pociągu. Lub nie zdążę jakimś sposobem nań. Wtedy wracam do domu, przebieram się i na wigilię pracowniczą. Czyli cokolwiek się stanie i tak nie będę miała kiedy napisać. Zalatany dzień jutro. I się z tego cieszę. Bo mnie łapie depresja, a jak się nie ma czasu, to się jej nie czuje tak bardzo i nie dołuje się człowiek bardziej.
Poza tym jadłam dzisiaj lody "Koktajlowe". Takie widzimisię zimowe/przedświąteczne =D
Czemu nie spałam? Oczywiście przez tę hałastrę mieszkającą ze mną :P Nie wiem komu innemu przychodzi do głowy pół godziny po północy, że trzeba posprzątać w kuchni. Bo nasi nowi współlokatorzy są teraz zatopieni w kartonach przeprowadzkowych. Od tygodnia się wprowadzają. Powoli... I w końcu wczoraj postanowiliśmy się wprowadzić wszyscy do tych nowych półek o których wspominałam. Kuchennych. Po północy, po (tylko!) kieliszku wina na głowę...
Więc - byłam w pracy 9-16. Zgodziłam się przyjść też jutro. Biorąc to pod uwagę prawdopodobnie nie będę miała kiedy napisać na blogu. W końcu:
- wstanę o 7~8 i spróbuję zjeść śniadanie (nie wiem czemu, ale z rana nie potrafię jeść)
- wyjdę z domu około 8:25 na tramwaj lub na pieszo z współlokatorem do pracy
- od 9:00 do 16:30 będę w pracy
- potem się przebiorę i na zajęcia
- zaczną się o 17:05, skończą około 18:35
- na tramwaj i do domu
- zjem coś, spakuję się
- pojadę na wykład z walizką lub od razu za pkp (zależy jeszcze kiedy skończę się pakować)
- 20:57 do 23:20 podróż pociągiem
- odbierze mnie siostra
- pójdę spać
Chyba, że będzie niewyobrażalny ścisk w pociągu. Lub nie zdążę jakimś sposobem nań. Wtedy wracam do domu, przebieram się i na wigilię pracowniczą. Czyli cokolwiek się stanie i tak nie będę miała kiedy napisać. Zalatany dzień jutro. I się z tego cieszę. Bo mnie łapie depresja, a jak się nie ma czasu, to się jej nie czuje tak bardzo i nie dołuje się człowiek bardziej.
Poza tym jadłam dzisiaj lody "Koktajlowe". Takie widzimisię zimowe/przedświąteczne =D
wtorek, 17 grudnia 2013
Wtorek
Nie będę pisać co dzisiaj zrobiłam, bo nie zrobiłam nic. Prócz tego, że byłam w bibliotece. Tak to jest, jak się do 4 czyta książkę, bo "już prawie skończyłam..."
Nie będę pisać recenzji książek, szczególnie Pratchetta. To nie ma sensu.
Poza tym moje kochanie też w nocy nie spało. Wynalazł nam jakieś tanie przewozy kolejami regionalnymi i będziemy w styczniu jechać do źródełek termalnych. Taka romantyczna wyprawa. Pojechalibyśmy na narty, ale jeszcze nie wiem jak będzie sesja wyglądać, a w przerwie międzysemestralnej jedziemy do wawy.
W przyszłym roku będziemy podróżować jak nigdy. A wszystko to, bo mój mąż zajął się szukaniem promocji i konkursów. Może i dobrze, bo przynajmniej tyle nie marudzi. I jest od tego szczęśliwszy jak coś wygra. Nieważne co.
A ja chyba znów wpadam w depresję przedsesyjną. Mam nadzieję, że przejdzie mi szybko, bo trzeba w tym semestrze w końcu zdać!
No to idę zjeść obiad. Zupa z wczoraj została. :*
poniedziałek, 16 grudnia 2013
Kontynuacja
Jak obiecałam - dzisiaj piszę coś więcej.
Wczoraj wstałam względnie rano, koło 10. Miałam iść do pracy na 16, więc nie śpieszyłam się zbytnio i umilałam sobie czas. Wcześniej wspomnianym budyniem na przykład. Kocham budyń malinowy. Dzisiaj zjadłam waniliowy tylko i wyłącznie dlatego, że moje kochanie sobie takowy zażyczyło.
Tak więc zjadłam budyń i przygotowałam się do pracy. Spakowałam ubranie pracownicze, sprawdziłam dojazd. Była godzina 15:19. Miałam zacząć się malować gdy zadzwonił telefon. Dzwonił do mnie kierownik z pytaniem, czy wiem, że mam dzisiaj na 15 do pracy.
Oczywiście - pomyliłam się w godzinach! A jakże! Masakra. Nie pracuję tam nawet miesiąc, a już taka wtopa. Jeszcze zrozumiałabym kogo innego, ale ja mam grafik wywieszony w przedpokoju! (W końcu 5 osób pracuje w kejefcu...)
Pomyliłam się, bo miałam mieć zamknięcie. W środę też miałam zamknięcie. Na 16. Tyle, że w niedziele jest czynne nie do 22 tylko do 21. Więc powinnam przyjść nie na 16 tylko 15 by mieć te 8 godzin...
Dżizys...
No ale mniejsza z tym. Miałam obsuwę pół godziny, bo akurat jechała spóźniona 0p więc dotarłam szybciej. Oczywiście się nie umalowałam, wyglądałam jak jedna wielka czerwona kropka i zmachałam się jeszcze przed przyjściem do pracy. Lecz nie było tak źle. Kiero nie czepiał się w ogóle. Chyba zapomniał, albo po prostu stwierdził, że każdemu się może zdarzyć. W końcu jak miałam kiedyś tam otwarcie, to spóźniła się menadżerka. Więc chyba nie jest ze mną tak źle.
Jak wróciłam do domku, to jeszcze wyładowaliśmy dodatkowe szafki do kuchni, które dzisiaj chłopaki przykręcili. I napiliśmy się po lampce wina za 16 zł. Mieliśmy nadzieję na coś lepszego niż kadarka za dychę, szczególnie, że rocznik 2009, a nie 2013... A tu buba. Okropne to wino. Wiem, że wytrawne, ale ono było po prostu kwaśne.
Dzisiaj za to poszłam na zajęcia z mechaniki płynów. Kartkówka była taka popier... Niby wiem jak wszystko zrobić, ale zawsze coś spierniczę. Nieważne. Za to obiad był przepyszny. Mój mąż zrobił zupę kalafiorową, a na drugie danie pierś z kurczaka w złocistych przyprawach, gotowany kalafior i ziemniaczki z sosem pieczeniowym ciemnym. Ze sjesty poobiedniej wstaliśmy jakąś godzinę temu. Chyba byliśmy oboje wymęczeni. Ciekawe - jak dzisiaj zasnę? No nie wiem, ale chyba nie będzie tak źle, bo już ziewam =D
No to papatki, budyń waniliowy o którym wspominałam wcześniej był na kolację :P
Wczoraj wstałam względnie rano, koło 10. Miałam iść do pracy na 16, więc nie śpieszyłam się zbytnio i umilałam sobie czas. Wcześniej wspomnianym budyniem na przykład. Kocham budyń malinowy. Dzisiaj zjadłam waniliowy tylko i wyłącznie dlatego, że moje kochanie sobie takowy zażyczyło.
Tak więc zjadłam budyń i przygotowałam się do pracy. Spakowałam ubranie pracownicze, sprawdziłam dojazd. Była godzina 15:19. Miałam zacząć się malować gdy zadzwonił telefon. Dzwonił do mnie kierownik z pytaniem, czy wiem, że mam dzisiaj na 15 do pracy.
Oczywiście - pomyliłam się w godzinach! A jakże! Masakra. Nie pracuję tam nawet miesiąc, a już taka wtopa. Jeszcze zrozumiałabym kogo innego, ale ja mam grafik wywieszony w przedpokoju! (W końcu 5 osób pracuje w kejefcu...)
Pomyliłam się, bo miałam mieć zamknięcie. W środę też miałam zamknięcie. Na 16. Tyle, że w niedziele jest czynne nie do 22 tylko do 21. Więc powinnam przyjść nie na 16 tylko 15 by mieć te 8 godzin...
Dżizys...
No ale mniejsza z tym. Miałam obsuwę pół godziny, bo akurat jechała spóźniona 0p więc dotarłam szybciej. Oczywiście się nie umalowałam, wyglądałam jak jedna wielka czerwona kropka i zmachałam się jeszcze przed przyjściem do pracy. Lecz nie było tak źle. Kiero nie czepiał się w ogóle. Chyba zapomniał, albo po prostu stwierdził, że każdemu się może zdarzyć. W końcu jak miałam kiedyś tam otwarcie, to spóźniła się menadżerka. Więc chyba nie jest ze mną tak źle.
Jak wróciłam do domku, to jeszcze wyładowaliśmy dodatkowe szafki do kuchni, które dzisiaj chłopaki przykręcili. I napiliśmy się po lampce wina za 16 zł. Mieliśmy nadzieję na coś lepszego niż kadarka za dychę, szczególnie, że rocznik 2009, a nie 2013... A tu buba. Okropne to wino. Wiem, że wytrawne, ale ono było po prostu kwaśne.
Dzisiaj za to poszłam na zajęcia z mechaniki płynów. Kartkówka była taka popier... Niby wiem jak wszystko zrobić, ale zawsze coś spierniczę. Nieważne. Za to obiad był przepyszny. Mój mąż zrobił zupę kalafiorową, a na drugie danie pierś z kurczaka w złocistych przyprawach, gotowany kalafior i ziemniaczki z sosem pieczeniowym ciemnym. Ze sjesty poobiedniej wstaliśmy jakąś godzinę temu. Chyba byliśmy oboje wymęczeni. Ciekawe - jak dzisiaj zasnę? No nie wiem, ale chyba nie będzie tak źle, bo już ziewam =D
No to papatki, budyń waniliowy o którym wspominałam wcześniej był na kolację :P
niedziela, 15 grudnia 2013
Iiii...
Wiem, ze nie powinnam tak robić, ale nie mam czasu nic napisać, a obiecałam sobie. że będę pisać codziennie. Więc skrót dnia:
wstanie
śniadanie
budyń malinowy
praca
dom
Więcej jutro.
Edit: Ten post jest taki smutny i bezduszny, że wstawię chociaż obrazek :)
wstanie
śniadanie
budyń malinowy
praca
dom
Więcej jutro.
Edit: Ten post jest taki smutny i bezduszny, że wstawię chociaż obrazek :)
sobota, 14 grudnia 2013
Cósiek
Dzisiaj rano przebudziłam się przed 7 i zwymiotowałam. Nie mam pojęcia dlaczego.
Wczoraj wieczorem poszłam na spotkanie z okazji pięciolecia istnienia stowarzyszenia w którym jestem wolontariuszką. Siedziałam tam 2,5 godziny nic nie robiąc, ponieważ moje kochanie stwierdziło, że jest chore i nie pójdzie. Wypiłam dwa kubki grzanego wina, zjadłam kawałek tortu i dwa winogrona. Potem wróciłam do domu i obejrzeliśmy film razem ze współlokatorami. A raczej bajkę - "Samoloty". Strasznie przewidywalna, humor naciągany. "Auta" były o niebo lepsze.
W międzyczasie jedliśmy okienka ("Przysmak Świętokrzyski"), wypiłam pół kubka wina samoróbki nowego współlokatora. I tyle. Nikt oprócz mnie nie zatruł się. Nawet mój mąż, któremu przyniosłam z imprezy kawałek tortu.
Winogrona?
Nieważne. Ważne, że przeszło mi do południa i mogłam pójść na 13 do pracy. Jutro mam jeszcze na dodatek zamknięcie. Nie lubię zamknięć. W środę znów, a miałam nadzieję na spotkanie z kolegą i obejrzenie tego filmu. Bo w końcu nam wczoraj nie wyszło, bo musiał jechać do brata po cóśtam.
Btw męczy mnie już ten mój mąż. Nie wiem czemu, ale od pewnego czasu stał się bardzo lovsiasty. Potrzebuje miłości jak małe zwierzątko. Chce by go co chwilę tulić i przebywać z nim cały czas. A ja chcę czasem też mieć chwilę spokoju. szczególnie w takich momentach jak teraz - po powrocie z pracy, gdzie przebywam z ludźmi przez 8 godzin z tylko 20 minutową przerwą.
Tak poza tym, to chyba będę przeziębiona, bo czuję, że mnie coś łapie.
Wczoraj wieczorem poszłam na spotkanie z okazji pięciolecia istnienia stowarzyszenia w którym jestem wolontariuszką. Siedziałam tam 2,5 godziny nic nie robiąc, ponieważ moje kochanie stwierdziło, że jest chore i nie pójdzie. Wypiłam dwa kubki grzanego wina, zjadłam kawałek tortu i dwa winogrona. Potem wróciłam do domu i obejrzeliśmy film razem ze współlokatorami. A raczej bajkę - "Samoloty". Strasznie przewidywalna, humor naciągany. "Auta" były o niebo lepsze.
W międzyczasie jedliśmy okienka ("Przysmak Świętokrzyski"), wypiłam pół kubka wina samoróbki nowego współlokatora. I tyle. Nikt oprócz mnie nie zatruł się. Nawet mój mąż, któremu przyniosłam z imprezy kawałek tortu.
Winogrona?
Nieważne. Ważne, że przeszło mi do południa i mogłam pójść na 13 do pracy. Jutro mam jeszcze na dodatek zamknięcie. Nie lubię zamknięć. W środę znów, a miałam nadzieję na spotkanie z kolegą i obejrzenie tego filmu. Bo w końcu nam wczoraj nie wyszło, bo musiał jechać do brata po cóśtam.
Btw męczy mnie już ten mój mąż. Nie wiem czemu, ale od pewnego czasu stał się bardzo lovsiasty. Potrzebuje miłości jak małe zwierzątko. Chce by go co chwilę tulić i przebywać z nim cały czas. A ja chcę czasem też mieć chwilę spokoju. szczególnie w takich momentach jak teraz - po powrocie z pracy, gdzie przebywam z ludźmi przez 8 godzin z tylko 20 minutową przerwą.
Tak poza tym, to chyba będę przeziębiona, bo czuję, że mnie coś łapie.
piątek, 13 grudnia 2013
Recenzja Addams Family 1 i 2
Dzisiaj przeglądając internet trafiłam na obrazki z planu filmu "Rodzina Addamsów". Postanowiłam więc, że obejrzę ten film, bo nie kojarzę w ogóle pierwszej części. Okazało się, że to dlatego, że jej nie oglądałam.
Wszyscy zapewne wiedzą o czym opowiadają te filmy. Szalona rodzinka, przesłodki czarny humor i warkoczyki Wednesday. Nie wiem, co mogłabym napisać nowego prócz mojej własnej obserwacji.
Mianowicie - postać Rączki i jej znaczenie. Wydaje mi się, że tak jak "Shrek 2" został stworzony dla sceny zarzucania włosów przez Księcia Z Bajki, tak "Rodzinka Addamsów 2" dla sceny Rąci jadącej na deskorolce. Po prostu by się popisać =)
Poza tym - Wadnesday. Jest to mimo wszystko postać najbardziej zapamiętywana z tej serii. Przynajmniej dla mnie tak to wygląda. Christina Ricci to aktorka, którą kojarzę tylko jako Wadnesday. I zasłużyła sobie w pełni na nominację do nagrody Saturn. Nawet kuzyn Coś nie robi takiego wrażenia jak ona.
Reasumując: komedia, fantasy.
A tak poza tym, to wczorajszy dzień był strasznie męczący. Po napisaniu posta jeszcze nasi współlokatorzy zaciągnęli mnie i mojego męża na piwo do baru. Piliśmy z ludźmi z kejefciaka. Wróciliśmy po drugiej, a chłopaki jeszcze zrobili sobie pogaduszki w kuchni na gastrofazie. Dobrze, że dostałam stopery do uszu - przynajmniej mogłam normalnie pójść spać XD
Wszyscy zapewne wiedzą o czym opowiadają te filmy. Szalona rodzinka, przesłodki czarny humor i warkoczyki Wednesday. Nie wiem, co mogłabym napisać nowego prócz mojej własnej obserwacji.
Mianowicie - postać Rączki i jej znaczenie. Wydaje mi się, że tak jak "Shrek 2" został stworzony dla sceny zarzucania włosów przez Księcia Z Bajki, tak "Rodzinka Addamsów 2" dla sceny Rąci jadącej na deskorolce. Po prostu by się popisać =)
Poza tym - Wadnesday. Jest to mimo wszystko postać najbardziej zapamiętywana z tej serii. Przynajmniej dla mnie tak to wygląda. Christina Ricci to aktorka, którą kojarzę tylko jako Wadnesday. I zasłużyła sobie w pełni na nominację do nagrody Saturn. Nawet kuzyn Coś nie robi takiego wrażenia jak ona.
Reasumując: komedia, fantasy.
A tak poza tym, to wczorajszy dzień był strasznie męczący. Po napisaniu posta jeszcze nasi współlokatorzy zaciągnęli mnie i mojego męża na piwo do baru. Piliśmy z ludźmi z kejefciaka. Wróciliśmy po drugiej, a chłopaki jeszcze zrobili sobie pogaduszki w kuchni na gastrofazie. Dobrze, że dostałam stopery do uszu - przynajmniej mogłam normalnie pójść spać XD
czwartek, 12 grudnia 2013
O CHOINKA!!!
Dziś we Wrocławiu eremef rozdawał choinki. Mieliśmy pójść razem z moim mężem i współlokatorką po nie, ale zaspaliśmy. W sensie rozdawanie rozpoczęło się o 11, my wstaliśmy o 10. Piliśmy wczoraj winko wieczorem i nie nastawiłam budzika. Bylibyśmy tam już o wpół do 11, ale dowiedzieliśmy się, że już jest taka jebitna kolejka, że nie ma szans by stać krócej niż 2 godziny, jeśli oczywiście choinek wystarczy.
Zaoszczędzony czas przeznaczyliśmy na sprzątanie (od soboty nie było czasu). Potem moje kochanie wybrało się do promotorki, a ja odebrać rower z serwisu. Właśnie wrócił mój mężuś więc idę zjeść z nim obiad, bo sam nie może. Napiszę jeszcze później. W sensie zedytuję post. Jak będę miała coś ciekawego do napisania :)
Obrazek dnia:
Zaoszczędzony czas przeznaczyliśmy na sprzątanie (od soboty nie było czasu). Potem moje kochanie wybrało się do promotorki, a ja odebrać rower z serwisu. Właśnie wrócił mój mężuś więc idę zjeść z nim obiad, bo sam nie może. Napiszę jeszcze później. W sensie zedytuję post. Jak będę miała coś ciekawego do napisania :)
Obrazek dnia:
YAY!!! Dostałam 4,5 z koła z fizyki!!! W końcu widzę jakieś efekty nauki. Najlepsza w grupie... Jeszcze mi się to nigdy nie zdarzyło na fizyce, by być najlepsza... Po prostu zajebiście!!! Do trzech razy sztuka mówią, może mają rację!!! KOCHAM TO!!! Może w końcu się dostanę na 3 semestr, a nie tkwię na dziekance po pierwszym roku.
A tak poza tym to chyba się naćpałam krówkami i glukozą i mi cukier uderzył do głowy... Za dużo znaków interpunkcyjnych. Idę zjeść jeszcze racuszków z jabłkami na kolację. Mniam XD
środa, 11 grudnia 2013
Cebulka
Piszę posta teraz, ponieważ prawdopodobnie jak wrócę z pracy to od razu walnę się do łóżka spać. A skoro obiecałam sobie to będę pisać codziennie. Choćby o pierdołach.
Właśnie robię na obiad cebulki nadziewane kaszą jaglaną i makrelą. Polecam. Mimo, że nie jestem z tych lubiących wymyślne potrawy. Stąd ten tytuł posta. Bo tak właściwie oprócz tego, pójścia do lekarza i oczywiście obejrzenia nowego odcinka "Bones" nie zrobiłam dziś jeszcze nic. A za chwilę idę do pracy.
Więc to by było na tyle. Już mi brak moich wolnych środowych popołudni. Ale kasa na alko będzie XD
Tak będzie wyglądać moja cebulka za 30 sekund:
Właśnie robię na obiad cebulki nadziewane kaszą jaglaną i makrelą. Polecam. Mimo, że nie jestem z tych lubiących wymyślne potrawy. Stąd ten tytuł posta. Bo tak właściwie oprócz tego, pójścia do lekarza i oczywiście obejrzenia nowego odcinka "Bones" nie zrobiłam dziś jeszcze nic. A za chwilę idę do pracy.
Więc to by było na tyle. Już mi brak moich wolnych środowych popołudni. Ale kasa na alko będzie XD
Tak będzie wyglądać moja cebulka za 30 sekund:
Idę JEŚĆ!!!
wtorek, 10 grudnia 2013
Kartkóweczka
Pisałam dzisiaj kartkówkę z analizy. Dała zadania, których nie przerabialiśmy, a na pretensje jednej ze studentek odpowiedziała, że nie wykraczają one poza zakres materiału. Zajebiście. Została mi w takim razie tylko jedna szansa na zaliczenie - pierwszy termin egzaminu. Na poprawkowym już się nie da zaliczyć ćwiczeń.
Potem poszłam się napić.Piłam dzisiaj drinki o nazwie "Czerwona Wiewiórka" i "Woda z Odry". Masakra to była :P Wiewióra była o wiele lepsza, a woda Odrzańska wyglądała naprawdę jak wybrana z kanału rzeki. Polecam - warto czasem spróbować czegoś tak dziwnego jak drinki o śmiesznych nazwach.
Potem do domku. I umówiłam się z kolegom na oglądanie filmu ?Snach?. Nie jestem pewna czy dobrze nazwę zapamiętałam, ale w całym lokalu były jego reklamy, więc może warto. Gra Brad Pitt.
Jutro na 8:30 do lekarza, więc cza iść spać.
Potem poszłam się napić.Piłam dzisiaj drinki o nazwie "Czerwona Wiewiórka" i "Woda z Odry". Masakra to była :P Wiewióra była o wiele lepsza, a woda Odrzańska wyglądała naprawdę jak wybrana z kanału rzeki. Polecam - warto czasem spróbować czegoś tak dziwnego jak drinki o śmiesznych nazwach.
Potem do domku. I umówiłam się z kolegom na oglądanie filmu ?Snach?. Nie jestem pewna czy dobrze nazwę zapamiętałam, ale w całym lokalu były jego reklamy, więc może warto. Gra Brad Pitt.
Jutro na 8:30 do lekarza, więc cza iść spać.
poniedziałek, 9 grudnia 2013
Odpoczynek
Dziś postanowiłam odpocząć po weekendzie w pracy. Nie wyszło mi to jednak za dobrze, ale mimo wszystko jest ok. Nie wyszło za dobrze, bo nie miałam kiedy usiąść przed kompem i pooglądać animców XD
Obudził mnie dziś dzwonek domofonu. Nie poszłam otworzyć, ponieważ znaleźli się inni chętni. Leżałam więc dalej. Przyszedł hydraulik posprawdzać grzejniki. Po narzuceniu kołdry na głowę stwierdziłam, że poudaję, że mnie nie ma. Udało się. Potraktował mnie jak powietrze, gdy przyszedł z moim mężem do naszego pokoju.
Po około pół godzinie, jak już poszedł - wstałam. Chciałam spokojnie zjeść śniadanie, ale mi się nie udało. Co chwilę moje kochanie marudziło, żebym już się wybrała do tego warsztatu z rowerem. Bo tak w ogóle to mam do przyczepienia klamko-manetkę, bo dostałam nową po reklamacji. Udałam się więc te 4 kilometry do zaprzyjaźnionego warsztatu, by nie płacić 40 zł za przyczepienie pierdoły (nic nie trzeba dokupywać, po prostu nie mam imbusów by to przykręcić). Okazało się, że muszę tam zostawić rower, więc wracałam do domku komunikacją miejską. Po drodze zahaczyłam o centrum krwiodawstwa i dowiedziałam się, że mogę przyjść za tydzień i postarać się oddać płytki. Poszłam jeszcze do apteki i monopola kupić prezent bezokazyjny (bo zawsze zapominam o wszelkich okazjach) mojemu mężowi.
Nie zdążyłam wyjść z monopolowego gdy dostałam telefon, że on właśnie z naszą współlokatorką wybrali się do marketu. Postanowiłam do nich dołączyć, bo muszę do końca miesiąca zrobić zakupy kartą na co najmniej 200 zł, aby za nią nie płacić. Wiem, że to straszne warunki, ale założyłam to konto, by dostać premię 100 zł. Po nic innego :P
Wracając z marketów (tak - zaszliśmy jeszcze do jednego po drodze) byłam taka głodna (mój z resztą też), że pożarłam się z mężem o jakies pierdoły. Na szczęście po obiedzie szybko nam przeszło. I okazało się, że jest już 18, mimo, że czułam się jakby była 23. A ja miałam się dzisiaj uczyć. Położyłam się więc do łóżka, poczytałam książkę Pratchetta i tak jakoś czas zleciał. Teraz idę spać, bo jutro na rano do lekarza, a potem cza się w końcu pouczyć do tej jutrzejszej kartkówki z analizy.
Miłego.
Obudził mnie dziś dzwonek domofonu. Nie poszłam otworzyć, ponieważ znaleźli się inni chętni. Leżałam więc dalej. Przyszedł hydraulik posprawdzać grzejniki. Po narzuceniu kołdry na głowę stwierdziłam, że poudaję, że mnie nie ma. Udało się. Potraktował mnie jak powietrze, gdy przyszedł z moim mężem do naszego pokoju.
Po około pół godzinie, jak już poszedł - wstałam. Chciałam spokojnie zjeść śniadanie, ale mi się nie udało. Co chwilę moje kochanie marudziło, żebym już się wybrała do tego warsztatu z rowerem. Bo tak w ogóle to mam do przyczepienia klamko-manetkę, bo dostałam nową po reklamacji. Udałam się więc te 4 kilometry do zaprzyjaźnionego warsztatu, by nie płacić 40 zł za przyczepienie pierdoły (nic nie trzeba dokupywać, po prostu nie mam imbusów by to przykręcić). Okazało się, że muszę tam zostawić rower, więc wracałam do domku komunikacją miejską. Po drodze zahaczyłam o centrum krwiodawstwa i dowiedziałam się, że mogę przyjść za tydzień i postarać się oddać płytki. Poszłam jeszcze do apteki i monopola kupić prezent bezokazyjny (bo zawsze zapominam o wszelkich okazjach) mojemu mężowi.
Nie zdążyłam wyjść z monopolowego gdy dostałam telefon, że on właśnie z naszą współlokatorką wybrali się do marketu. Postanowiłam do nich dołączyć, bo muszę do końca miesiąca zrobić zakupy kartą na co najmniej 200 zł, aby za nią nie płacić. Wiem, że to straszne warunki, ale założyłam to konto, by dostać premię 100 zł. Po nic innego :P
Wracając z marketów (tak - zaszliśmy jeszcze do jednego po drodze) byłam taka głodna (mój z resztą też), że pożarłam się z mężem o jakies pierdoły. Na szczęście po obiedzie szybko nam przeszło. I okazało się, że jest już 18, mimo, że czułam się jakby była 23. A ja miałam się dzisiaj uczyć. Położyłam się więc do łóżka, poczytałam książkę Pratchetta i tak jakoś czas zleciał. Teraz idę spać, bo jutro na rano do lekarza, a potem cza się w końcu pouczyć do tej jutrzejszej kartkówki z analizy.
Miłego.
niedziela, 8 grudnia 2013
Niedziela w pracy
Piszę tego posta tylko i wyłącznie z tego powodu, że obiecałam sobie pisać coś codziennie. Tylko i wyłącznie. Nie działa się dziś nic ciekawego ani nie zrobiłam dziś nic interesującego.
Jak sam tytuł mówi - spędziłam dzisiejszy dzień w pracy. Położyłam się wczoraj w końcu spać... Kłamię. Położyłam się spać dzisiaj. Było coś przed pierwszą. Potem wstałam po 10, poszłam do bankomatu wybrać kasę na staffa, bo nie miałam już nic w portfelu i zrobiłam sobie śniadanie i herbatkę. I poszłam do pracy.
Lubię chodzić do pracy - czas mija szybko, w dobrym towarzystwie (szczególnie, że zawsze, choć przez chwilę mam któregoś ze współlokatorów :P) i jeszcze za to płacą. I można zjeść obiad za 2 złote. I pić pepsi/7upa/mirindy ile się chce XD
Wróciłam do domu przed 21. Mieliśmy z moim mężem poważną rozmowę na temat przyszłości, planowania, pieniędzy, rozrywki i kultury podczas kolacji. I po. Wyszło na to, że znowu wszystko co złe to moja wina. I może i racja. Jestem typem domatora, ale lubię też czasem gdzieś wyjść. Tylko nie lubię planować. Nienawidzę planować.
Więc jako iż że jestem zmęczona to idę spać.
I obrazek jakiś, bo jest słodki:
sobota, 7 grudnia 2013
Koncert :/
Mieliśmy z moim mężem wybrać się dzisiaj na wcześniej wspomniany w poprzednich postach koncert. Właśnie - mieliśmy. Czas przeszły. Czemu?
Podejrzewałam, że nic z tego nie wyjdzie już w nocy. Przebudziłam się około 5 i zobaczyłam, że moje kochanie siedzi przed kompem. Biorąc pod uwagę, że ma na weekendy zajęcia na 8 rano nie wróżyło to dobrze.
Gdy wstałam przed 9 i zaczęłam się przygotowywać do pracy już go nie było. Po pracy wróciłam do domu gotowa na to, że tylko się przebieram i wychodzimy. Powitał mnie zmęczoną miną i tekstem, że: jest zbyt zmęczony, bo spał tylko 2 godziny, a poza tym nie udało się załatwić darmowych wejściówek i zabierze mnie w takim razie do kina na co tylko będę chciała, bo dostał opakowania po błeno od koleżanki.
I co ja miałam zrobić? Zdjęłam buty i kurtkę, a on do mnie z tekstem następnym "A pojedziesz odebrać mój aparat od Michała? Tam gdzie mają mieć koncert". Sobie odpoczęłam w domu do przyjazdu tramwaju, około 20 minut. I w drogę. Oczywiście się zgubiłam, bo jeszcze nigdy nie byłam na Hubskiej, więc wróciłam do domu zestresowana i zmęczona. Dobrze tylko, że miałam mp3, bo inaczej wróciłabym wkur...ona. Muzyka mnie uspokaja.
Potem oczywiście jeszcze pojeździł po mnie, że każdy dzień ze mną wygląda tak samo (przez niego nie byliśmy na koncercie!), że się nie uczę tylko siedzę w internecie (chyba mi się należy odpoczynek po 8 godzinach pracy i godzinnej podróży w siną dal!) i w ogóle za całokształt. Na szczęście teraz poszedł spać. Czemu on nie może być taki słodki zawsze, a nie tylko gdy śpi?
No to co? Nic ciekawego. Dzień jak co dzień. A! Dostałam moją pierwszą wypłatę! Będzie na piwo albo i kilka. Miło mieć tylko swoje, ciężko zarobione pieniądze. I wydam je na siebie, a co!
Podejrzewałam, że nic z tego nie wyjdzie już w nocy. Przebudziłam się około 5 i zobaczyłam, że moje kochanie siedzi przed kompem. Biorąc pod uwagę, że ma na weekendy zajęcia na 8 rano nie wróżyło to dobrze.
Gdy wstałam przed 9 i zaczęłam się przygotowywać do pracy już go nie było. Po pracy wróciłam do domu gotowa na to, że tylko się przebieram i wychodzimy. Powitał mnie zmęczoną miną i tekstem, że: jest zbyt zmęczony, bo spał tylko 2 godziny, a poza tym nie udało się załatwić darmowych wejściówek i zabierze mnie w takim razie do kina na co tylko będę chciała, bo dostał opakowania po błeno od koleżanki.
I co ja miałam zrobić? Zdjęłam buty i kurtkę, a on do mnie z tekstem następnym "A pojedziesz odebrać mój aparat od Michała? Tam gdzie mają mieć koncert". Sobie odpoczęłam w domu do przyjazdu tramwaju, około 20 minut. I w drogę. Oczywiście się zgubiłam, bo jeszcze nigdy nie byłam na Hubskiej, więc wróciłam do domu zestresowana i zmęczona. Dobrze tylko, że miałam mp3, bo inaczej wróciłabym wkur...ona. Muzyka mnie uspokaja.
Potem oczywiście jeszcze pojeździł po mnie, że każdy dzień ze mną wygląda tak samo (przez niego nie byliśmy na koncercie!), że się nie uczę tylko siedzę w internecie (chyba mi się należy odpoczynek po 8 godzinach pracy i godzinnej podróży w siną dal!) i w ogóle za całokształt. Na szczęście teraz poszedł spać. Czemu on nie może być taki słodki zawsze, a nie tylko gdy śpi?
No to co? Nic ciekawego. Dzień jak co dzień. A! Dostałam moją pierwszą wypłatę! Będzie na piwo albo i kilka. Miło mieć tylko swoje, ciężko zarobione pieniądze. I wydam je na siebie, a co!
piątek, 6 grudnia 2013
Mikołajki
Właśnie mi się przypomniało, że dzisiaj są mikołajki (jest 20:21). Złożyłam z tej okazji życzenia mojemu mężowi. To by było na tyle.
Dzisiejszy piąteczek spędziłam jak zwykle się opierniczając. Jak zwykle, mimo szczerych chęci, nie udało mi się wybrać na wykłady. Jak zwykle się nie pouczyłam mając jako wymówkę, że po całym tygodniu potrzebuję przerwy. W ramach produktywności pojechałam do marketu na zakupy i zrobiłam obiad.
Czyli nic ciekawego. Jutro do roboty i na koncert zespołu w którym gra chłopak siostry mojego męża (mam nadzieję, że nie jest to zbyt skomplikowane).
To może się położę wcześniej spać? I tak nie wstanę wcześnie, prześpię się i będę jak zombie pół dnia... Ale ja kocham spać!
Oj...
Jeszcze trochę internetu i dobranoc :*
Dzisiejszy piąteczek spędziłam jak zwykle się opierniczając. Jak zwykle, mimo szczerych chęci, nie udało mi się wybrać na wykłady. Jak zwykle się nie pouczyłam mając jako wymówkę, że po całym tygodniu potrzebuję przerwy. W ramach produktywności pojechałam do marketu na zakupy i zrobiłam obiad.
Czyli nic ciekawego. Jutro do roboty i na koncert zespołu w którym gra chłopak siostry mojego męża (mam nadzieję, że nie jest to zbyt skomplikowane).
To może się położę wcześniej spać? I tak nie wstanę wcześnie, prześpię się i będę jak zombie pół dnia... Ale ja kocham spać!
Oj...
Jeszcze trochę internetu i dobranoc :*
czwartek, 5 grudnia 2013
Koło
Miałam dzisiaj zajebisty dzień. Do przed chwilą. Ale może zacznijmy od początku.
Wstałam relatywnie rano (po 10) i zjadłam zajebiaszcze śniadanie składające się z tostów, smażonej szynki, sera i jajek sadzonych. Zrobiłam je, ponieważ wczoraj w nocy, gdy już zasypiałam, moje kochanie powiedziało mi, że mi zrobi śniadanie. Nic mu z tego nie wyszło, ponieważ zasnął koło 5 więc jak wstałam to był nieżywy. Zapytałam więc go, co chciał mi zrobić na śniadanie i sama przygotowałam je sobie. Pomysł był świetny :D
Potem postanowiłam się jeszcze pouczyć do koła z fizy, które miałam po 17. W międzyczasie: przyszyłam łatę na spodnie, wypełniłam ankietę z banku, pograłam w Icy Tower, wypiłam półtora litra herbaty, pograłam w The Sims 2, poczytałam pierdoły na internecie, zjadłam czekoladę i obiad.
Pojechałam wcześniej na uczelnie - taka byłam zestresowana. Oczywiście siedzenie 15 minut przed salą nie pomogło, ale dowiedziałam się, że moi koledzy są na jakimśtam wykładzie, więc się z nimi zobaczę na wykładzie z analizy.
Kolokwium było dziwne. Nie wiem czy ja się tak dobrze nauczyłam, czy było ono tak banalne. Nie będę zapeszać, ale dobrze mi poszło. Oczywiście nie na 5, bo taka świetna to ja nie jestem, ale do 4 aspiruję. Czyli może zaliczę :P
Potem czekałam 1,5 godziny na anala, oczywiście zapomniałam książki, więc w ramach urozmaicenia czasu kupiłam sobie gorącą czekoladę za 1,20 zł w promocji. Potem moi koledzy wyszli ze swojego wykładu i dostałam jeszcze jedną gorącą czekoladę (w sensie, że kiedyś oddam te 1,20 zł). Potem wykładowca P. tzw. "Szaman" rozwalił mnie (pozytywnie) swoimi zadaniami i zwiększyła mi się ochota, by się napić (która pojawiła się po kole). Niestety moi koledzy nie chcieli ze mną iść na piwo, mimo mojej propozycji, że stawiam...
Tak zaczęło się wszystko psuć...
Zadzwoniłam do mojego męża i poinformowałam go, że mam ochotę dziś na coś alkoholowego. Myślałam, że się zgodził napić ze mną. Gdy wróciłam do domu okazało się, że nie. Stwierdził też, że jako kobieta - NIE POWINNAM SAMA PIĆ!!!
I się z nim o to pokłóciłam. To takie nieprzyjemne, że gdy czuję się taka wyzuta z energii to nie mogę się nawet odprężyć przy piwie/winie.
I teraz chce mi się płakać...
środa, 4 grudnia 2013
Korki i ja
Dzisiaj, jak już wcześniej pisałam, przyszedł do mnie kolega, pouczyć mnie z fizyki. Oczywiście moje kochanie nie przyzna się do tego, ale wiem, że zżerała go zazdrość. Dlaczego? Dlatego, że ładnie się ubrałam i umalowałam. Po co? Żeby zżerała go zazdrość :P
Wiem, jestem okropna. Ale on mnie za to kocha, chyba... Nie?
Wracając do tematu - uczyłam się dzisiaj z fizyki, ponieważ mam jutro koło. Nie jest to tak, że nic nie umiem, bo że tempa nie jestem to wiem, ale fiza jakoś nie jest ze mną kompatybilna. Jak inaczej wytłumaczyć to, że robię fizykę 1.6 już trzeci raz...?
Tak więc przez bite 3 godziny męczyliśmy zadania z równi pochyłych, pochodnych i całek, co sprawiło, że poczułam się wysupłana całkowicie z energii... O energiach kinetycznych i potencjalnych też było... Nieważne, ważne jest to, że jak w końcu odprowadziłam kolegę na autobus i wróciłam do domu, zjadłam ryż z sosem pieczeniowym z torebki (nie miałam siły ani ochoty robić obiadu), zadzwoniła do mnie panna M. z wolontariatu i zapytała, czy nie przyszłabym pouczyć kogośtam z matematyki.
Bo tak w ogóle to jestem wolontariuszką i prowadzę korepetycje z matmy i angielskiego. Coś mnie naszło - jakaś dobroć nieopisana - i postanowiłam, że podzielę się swą wiedzą z innymi. Poza tym poprawia mi humor, jak uświadamiam sobie, że głupia nie jestem.
Gorzej gdy jest tak jak dziś. Zgodziłam się oczywiście przyjść na te korki (mam nadzieję, że jakaś karma mi się odwdzięczy i zaliczę w końcu fizykę). Nie wiedziałam, że mogę się jeszcze tak zmęczyć! Hałas niesamowity, ponieważ nikt nie pomyśli o tym, że korepetycje powinno się dawać w ciszy i spokoju, tylko wszyscy przychodzą do biura poplotkować... Zazwyczaj mi to nie przeszkadza tak bardzo, ale jak muszę (jak dzisiaj) zwracać uwagę im trzy razy, że sama siebie nie słyszę, to już jest źle... Poza tym ten poziom... Tłumaczyłam gimnazjalistce jak się potęguje i pierwiastkuje! Ja to miałam w podstawówce, w czwartej klasie! Polska edukacja spada na psy. A przykłady były na poziomie:
Dobiło mnie to tak bardzo, że już nie mam siły na nic. Dobrze, że jeszcze jest herbatka i internet...
Wiem, jestem okropna. Ale on mnie za to kocha, chyba... Nie?
Wracając do tematu - uczyłam się dzisiaj z fizyki, ponieważ mam jutro koło. Nie jest to tak, że nic nie umiem, bo że tempa nie jestem to wiem, ale fiza jakoś nie jest ze mną kompatybilna. Jak inaczej wytłumaczyć to, że robię fizykę 1.6 już trzeci raz...?
Tak więc przez bite 3 godziny męczyliśmy zadania z równi pochyłych, pochodnych i całek, co sprawiło, że poczułam się wysupłana całkowicie z energii... O energiach kinetycznych i potencjalnych też było... Nieważne, ważne jest to, że jak w końcu odprowadziłam kolegę na autobus i wróciłam do domu, zjadłam ryż z sosem pieczeniowym z torebki (nie miałam siły ani ochoty robić obiadu), zadzwoniła do mnie panna M. z wolontariatu i zapytała, czy nie przyszłabym pouczyć kogośtam z matematyki.
Bo tak w ogóle to jestem wolontariuszką i prowadzę korepetycje z matmy i angielskiego. Coś mnie naszło - jakaś dobroć nieopisana - i postanowiłam, że podzielę się swą wiedzą z innymi. Poza tym poprawia mi humor, jak uświadamiam sobie, że głupia nie jestem.
Gorzej gdy jest tak jak dziś. Zgodziłam się oczywiście przyjść na te korki (mam nadzieję, że jakaś karma mi się odwdzięczy i zaliczę w końcu fizykę). Nie wiedziałam, że mogę się jeszcze tak zmęczyć! Hałas niesamowity, ponieważ nikt nie pomyśli o tym, że korepetycje powinno się dawać w ciszy i spokoju, tylko wszyscy przychodzą do biura poplotkować... Zazwyczaj mi to nie przeszkadza tak bardzo, ale jak muszę (jak dzisiaj) zwracać uwagę im trzy razy, że sama siebie nie słyszę, to już jest źle... Poza tym ten poziom... Tłumaczyłam gimnazjalistce jak się potęguje i pierwiastkuje! Ja to miałam w podstawówce, w czwartej klasie! Polska edukacja spada na psy. A przykłady były na poziomie:
Dobiło mnie to tak bardzo, że już nie mam siły na nic. Dobrze, że jeszcze jest herbatka i internet...
wtorek, 3 grudnia 2013
Nie!!!
Wczoraj nie napisałam posta. Miałam je pisać codziennie, a ten blog miał być dla mnie odskocznią od codziennego przesiadywania na internecie i czytaniu pierdół... A tu już, ledwie kilka dni przeszło, już nie napisałam posta.
Chociaż mam jakąś wymówkę - nie korzystałam wczoraj z komputera. Ponieważ poszłam (relatywnie rzecz ujmując) rano na zajęcia, a potem po nich na piwo z kolegami. I bilarda XD Więc jak wróciłam do domu o 21 to tylko zjadłam obiado-kolację i poszłam spać. I oczywiście zamiast wstać rano, skoro już się położyłam o 22, to i tak spałam do 10. Przedwczoraj było jeszcze gorzej. Położyłam się o 19 i wstałam po 11...
Ja chyba zapadam powoli w sen zimowy. Innego wytłumaczenia nie widzę. Spanie po 16 godzin nie jest normalne, nawet dla mnie.
Umówiłam się z moim kolegą na korki z fizyki. Więc środa będzie na pewno owocna, bo skoro przyjdzie mnie pouczyć, to nie będę miała jak się opierdzielać. I to dobrze. W końcu do trzech razy sztuka, a fizykę robię już trzeci raz.
Więc życzcie mi powodzenia na czwartkowym kole. Oby szczęście i pamięć mi dopisały, a zadania były łatwe.
Chociaż mam jakąś wymówkę - nie korzystałam wczoraj z komputera. Ponieważ poszłam (relatywnie rzecz ujmując) rano na zajęcia, a potem po nich na piwo z kolegami. I bilarda XD Więc jak wróciłam do domu o 21 to tylko zjadłam obiado-kolację i poszłam spać. I oczywiście zamiast wstać rano, skoro już się położyłam o 22, to i tak spałam do 10. Przedwczoraj było jeszcze gorzej. Położyłam się o 19 i wstałam po 11...
Ja chyba zapadam powoli w sen zimowy. Innego wytłumaczenia nie widzę. Spanie po 16 godzin nie jest normalne, nawet dla mnie.
Umówiłam się z moim kolegą na korki z fizyki. Więc środa będzie na pewno owocna, bo skoro przyjdzie mnie pouczyć, to nie będę miała jak się opierdzielać. I to dobrze. W końcu do trzech razy sztuka, a fizykę robię już trzeci raz.
Więc życzcie mi powodzenia na czwartkowym kole. Oby szczęście i pamięć mi dopisały, a zadania były łatwe.
niedziela, 1 grudnia 2013
None
Ale jestem zmachana. Dawno nie czułam się tak zmęczona... Oczy mi się kleją, język plącze, ale spać iść nie mogę. Czemu? Bo moje kochanie wraca za 2 godziny, więc mnie i tak obudzi. Biorąc pod uwagę ostatnie dni, to jak teraz się nie położę, to potem nie zasnę do 1-2 w nocy. A jutro cza znów wcześnie wstać... Ale on tego nie rozumie. Bo jakże! Chcesz spać? OK, ale i tak cię obudzę...
Na temat dzisiejszego dnia nie mam nic do powiedzenia. Praca -> dom. Kropka.
Ale przynajmniej obejrzałam nowy odcinek "One Piece".
Dobranoc...
Na temat dzisiejszego dnia nie mam nic do powiedzenia. Praca -> dom. Kropka.
Ale przynajmniej obejrzałam nowy odcinek "One Piece".
Dobranoc...
sobota, 30 listopada 2013
Zagubienie
Nie mam pojęcia co właściwie chcę teraz robić. Nie jestem ani głodna, ani mi się nie chce spać, ani grać, ani czytać, ani ruszać...
Byłam dziś na 8 w pracy. Wypuścili mnie wcześniej to załatwiłam kopię kluczy do szafki pracowniczej i wróciłam do domu. Od tamtej pory nie wiem, co ze sobą podziać. Zjadłam czekoladę, wypiłam herbatę, zadzwoniłam do mężusia, obejrzałam odcinek jakiegoś anime znalezionego na dysku. Nawet ciekawe to anime, ale nie chce mi się go oglądać. Przeczytałam rozdział mangi, pooglądałam filmiki i teledyski na jutubie... I nic.
Prokrastynacja.
Wstawię jeszcze jakiś obrazek, bo bez obrazków posty wyglądają jakoś bezbarwnie.
Byłam dziś na 8 w pracy. Wypuścili mnie wcześniej to załatwiłam kopię kluczy do szafki pracowniczej i wróciłam do domu. Od tamtej pory nie wiem, co ze sobą podziać. Zjadłam czekoladę, wypiłam herbatę, zadzwoniłam do mężusia, obejrzałam odcinek jakiegoś anime znalezionego na dysku. Nawet ciekawe to anime, ale nie chce mi się go oglądać. Przeczytałam rozdział mangi, pooglądałam filmiki i teledyski na jutubie... I nic.
Prokrastynacja.
Wstawię jeszcze jakiś obrazek, bo bez obrazków posty wyglądają jakoś bezbarwnie.
piątek, 29 listopada 2013
Wolne
Dzisiaj wyjechał mój mąż. Pojechał do domu (tego niewynajmowanego, do rodziców) zawieźć coś, zabrać coś i ogólnie pobyć tam. Ja dzięki temu miałam dzisiaj dzień opierniczania się.
Cały dzień nie zrobiłam nic bardziej produktywnego od umycia naczyń. Pewnie to dlatego, że obudziłam się z okropnym bólem głowy, który nadal mi nie przeszedł. Czyli jakaś wymówka jest.
Obejrzałam dzisiaj "Miłość i inne katastrofy" ponieważ miałam ten film od pewnego czasu i trzeba było się go w końcu pozbyć. Poczytałam Pratchetta i pierdoły w internecie. Zaczęłam znowu "Honey & Clover", ale stwierdziłam, że nie mam na to anime siły.
I to na tyle. Cały dzień. Tak bardzo się rozleniwiłam, że przez cały dzień nawet się nie ubrałam.
Więc nie będę też wiele pisać, bo zniszczyłoby to mój idealnie bezproduktywny dzień.
Cały dzień nie zrobiłam nic bardziej produktywnego od umycia naczyń. Pewnie to dlatego, że obudziłam się z okropnym bólem głowy, który nadal mi nie przeszedł. Czyli jakaś wymówka jest.
Obejrzałam dzisiaj "Miłość i inne katastrofy" ponieważ miałam ten film od pewnego czasu i trzeba było się go w końcu pozbyć. Poczytałam Pratchetta i pierdoły w internecie. Zaczęłam znowu "Honey & Clover", ale stwierdziłam, że nie mam na to anime siły.
I to na tyle. Cały dzień. Tak bardzo się rozleniwiłam, że przez cały dzień nawet się nie ubrałam.
Więc nie będę też wiele pisać, bo zniszczyłoby to mój idealnie bezproduktywny dzień.
czwartek, 28 listopada 2013
Błeno czwartek
Dzisiaj spędziłam nietypowy dzień, a mianowicie mój mąż zabrał mnie na randkę. Oczywiście nie była to telewizyjna randka, romantyczna i ze świecami, ale źle nie było.
Moje kochanie obudziło mnie rano swoim wybieraniem się oddać krew. Ucieszyło mnie to bardzo, ponieważ oznaczało, że jak tylko wyjdzie to będę mogła wrócić do spania :) I to też zrobiłam. Więc...
Wstałam dzisiaj przed południem. Coś koło 11:40. Ostatnio nie mam zbyt wiele szans, by sobie tak pospać ponieważ "ktoś" postanowił, że powinniśmy wstawać wcześniej, bo to niezdrowe się tak wylegiwać w łóżku itp. Skorzystałam więc (w granicach możliwości) z tego, że "ktosia" nie było od rana XD
Dzień wcześniej mój zarejestrował nas na błenostronie. Dostałam więc smsa uprawniającego do kupna (za oddanie opakowań) dwóch biletów zniżkowych na jakiś seans w dniu następnym. Wybraliśmy nowe "Igrzyska Śmierci", bo pierwsza część fajna była, a aktorka grająca główną rolę jest świetna. Postanowiliśmy, po intensywnych rozmowach, że pójdę po 13 i kupię bilety na seans o 14. Pomogło w tym stwierdzenie, że jakieś szkoły chyba idą do kina, bo pozajmowane były całe tylne rzędy na wcześniejszych seansach. Późniejsze nie wchodziły w grę, bo w czwartki mam zajęcia od 17:05.
Jak ustaliliśmy, tak zrobiłam. Pojechałam tramwajem do Pasażu i wjechałam na poziom Multikina. I tu się zaczęło. Od momentu wejścia do tramwaju zaczęłam wydzwaniać do mojego męża, by się dowiedzieć kiedy wróci z tego oddawania krwi. Stojąc przed kasą w Multikinie nadal nie mogłam się dodzwonić. Zestresowałam się strasznie. Bałam się, że może coś mu się stało jak tam jechał, albo coś. Stresowałam się niezmiernie przez ponad pół godziny od wejścia do Pasażu. W końcu napisałam mu smsa, że nie kupię biletów, dopóki się nie dowiem czy zdąży dotrzeć na czas i zaczęłam dla odstresowania poczytać książkę. Nie zdążyłam strony przeczytać i zadzwonił, że właśnie wyszedł z krwiodawstwa, że jakaś szkoła przyszła krew oddawać, coś z 50 osób i dobrze że oddawał płytki, bo inaczej by w ogóle nie zdążył. Bla bla bla... A ja o mało co nie umarłam ze strachu, bo głupkowi nie przyszło do głowy, że siedzenie w krwiodawstwie co najmniej 2,5 godziny nie jest normalne, i że mógłby dać znak życia. A potem się dziwi, że jestem zdenerwowana i z byle powodu się zapalam... Ech...
Film był zaje...ty. Nie będę robić jego recenzji. Jak będę chciała sobie przypomnieć o czym był, to obejrzę jeszcze raz. I to nie będzie strata czasu. tylko szkoda, że się skończył w najlepszym momencie. To kiedy następna część? Za rok?
Po filmie szybki out z kina i na zajęcia. Potem do domu na późny obiad przygotowany przez moje kochanie. Szkoda, że nie jest tak codziennie. I szkoda, że się niedługo potem znów pożarliśmy, bo nie potrafi schować złożonego już prania do szafy...
Moje kochanie obudziło mnie rano swoim wybieraniem się oddać krew. Ucieszyło mnie to bardzo, ponieważ oznaczało, że jak tylko wyjdzie to będę mogła wrócić do spania :) I to też zrobiłam. Więc...
Wstałam dzisiaj przed południem. Coś koło 11:40. Ostatnio nie mam zbyt wiele szans, by sobie tak pospać ponieważ "ktoś" postanowił, że powinniśmy wstawać wcześniej, bo to niezdrowe się tak wylegiwać w łóżku itp. Skorzystałam więc (w granicach możliwości) z tego, że "ktosia" nie było od rana XD
Dzień wcześniej mój zarejestrował nas na błenostronie. Dostałam więc smsa uprawniającego do kupna (za oddanie opakowań) dwóch biletów zniżkowych na jakiś seans w dniu następnym. Wybraliśmy nowe "Igrzyska Śmierci", bo pierwsza część fajna była, a aktorka grająca główną rolę jest świetna. Postanowiliśmy, po intensywnych rozmowach, że pójdę po 13 i kupię bilety na seans o 14. Pomogło w tym stwierdzenie, że jakieś szkoły chyba idą do kina, bo pozajmowane były całe tylne rzędy na wcześniejszych seansach. Późniejsze nie wchodziły w grę, bo w czwartki mam zajęcia od 17:05.
Jak ustaliliśmy, tak zrobiłam. Pojechałam tramwajem do Pasażu i wjechałam na poziom Multikina. I tu się zaczęło. Od momentu wejścia do tramwaju zaczęłam wydzwaniać do mojego męża, by się dowiedzieć kiedy wróci z tego oddawania krwi. Stojąc przed kasą w Multikinie nadal nie mogłam się dodzwonić. Zestresowałam się strasznie. Bałam się, że może coś mu się stało jak tam jechał, albo coś. Stresowałam się niezmiernie przez ponad pół godziny od wejścia do Pasażu. W końcu napisałam mu smsa, że nie kupię biletów, dopóki się nie dowiem czy zdąży dotrzeć na czas i zaczęłam dla odstresowania poczytać książkę. Nie zdążyłam strony przeczytać i zadzwonił, że właśnie wyszedł z krwiodawstwa, że jakaś szkoła przyszła krew oddawać, coś z 50 osób i dobrze że oddawał płytki, bo inaczej by w ogóle nie zdążył. Bla bla bla... A ja o mało co nie umarłam ze strachu, bo głupkowi nie przyszło do głowy, że siedzenie w krwiodawstwie co najmniej 2,5 godziny nie jest normalne, i że mógłby dać znak życia. A potem się dziwi, że jestem zdenerwowana i z byle powodu się zapalam... Ech...
Film był zaje...ty. Nie będę robić jego recenzji. Jak będę chciała sobie przypomnieć o czym był, to obejrzę jeszcze raz. I to nie będzie strata czasu. tylko szkoda, że się skończył w najlepszym momencie. To kiedy następna część? Za rok?
Po filmie szybki out z kina i na zajęcia. Potem do domu na późny obiad przygotowany przez moje kochanie. Szkoda, że nie jest tak codziennie. I szkoda, że się niedługo potem znów pożarliśmy, bo nie potrafi schować złożonego już prania do szafy...
THAT GIRL IS ON FIRE!
kocham deviantart :D
środa, 27 listopada 2013
Moja środa
Dzisiaj zaczęłam pracę w Kejefcu. Napierniczają mnie stopy od ciągłego stania i chodzenia. Wiem, że się do tego przyzwyczaję (w końcu robiłam już na taśmie), ale i tak jest to nieprzyjemne uczucie.
Ale było fajnie. Po raz pierwszy od dłuższego czasu wstałam o 6:15 i nie czułam się jak zombie. Po raz pierwszy od dłuższego czasu nie zmarnowałam środy przed kompem. I jestem z tego powodu dumna i szczęśliwa. Tylko niech się jeszcze zacznę systematycznie uczyć. I niech będzie widać efekty, a nie 0 punktów na kole z anala... UCZYŁAM SIĘ!!! I co z tego?
Mniejsza z tym, było minęło. Ważne, że nie dłużył mi się dzisiaj dzień. Lubię się uczyć nowych rzeczy, zmieniać stanowiska pracy i poznawać ciekawych ludzi. Szczególnie przystojnych, miłych i pomocnych facetów... Nawet jeśli są już zajęci - w końcu jestem już mężata, a pomarzyć nikt nie zabroni :P
Poza tym w Kejefcu są posiłki pracownicze. Może i nie darmowe, ale za to jakie! W końcu lepiej zjeść kurczaka, który wygląda jak kurczak i smakuje jak kurczak, niż żywić się na przykład w Macu. Nie żeby to była jakaś kryptoreklama czy antyreklama, ale ja po prostu wolę jednak mieć grillowaną pierś z kurczaka niż kotlet mielony na bułce. I to ztostowanej...
Reasumując dzień:
wstałam rano, zarobiłam pieniądze, najadłam się, obejrzałam nowy odcinek "Bones" (s9ep10), wypiłam herbatkę i mam zamiar jeszcze cóś porobić
Ale było fajnie. Po raz pierwszy od dłuższego czasu wstałam o 6:15 i nie czułam się jak zombie. Po raz pierwszy od dłuższego czasu nie zmarnowałam środy przed kompem. I jestem z tego powodu dumna i szczęśliwa. Tylko niech się jeszcze zacznę systematycznie uczyć. I niech będzie widać efekty, a nie 0 punktów na kole z anala... UCZYŁAM SIĘ!!! I co z tego?
Mniejsza z tym, było minęło. Ważne, że nie dłużył mi się dzisiaj dzień. Lubię się uczyć nowych rzeczy, zmieniać stanowiska pracy i poznawać ciekawych ludzi. Szczególnie przystojnych, miłych i pomocnych facetów... Nawet jeśli są już zajęci - w końcu jestem już mężata, a pomarzyć nikt nie zabroni :P
Poza tym w Kejefcu są posiłki pracownicze. Może i nie darmowe, ale za to jakie! W końcu lepiej zjeść kurczaka, który wygląda jak kurczak i smakuje jak kurczak, niż żywić się na przykład w Macu. Nie żeby to była jakaś kryptoreklama czy antyreklama, ale ja po prostu wolę jednak mieć grillowaną pierś z kurczaka niż kotlet mielony na bułce. I to ztostowanej...
Reasumując dzień:
wstałam rano, zarobiłam pieniądze, najadłam się, obejrzałam nowy odcinek "Bones" (s9ep10), wypiłam herbatkę i mam zamiar jeszcze cóś porobić
Kocham mieć siłę i energię do życia
I herbatkę XD
poniedziałek, 25 listopada 2013
Recenzja Clannad After Story
Nie wiem, kto to wymyślił, ale musiał to być cholerny sadysta.
Przez prawie wszystkie odcinki ryczałam. I to strasznie. 22 odcinki obejrzałam z kilkoma przerwami, bo nic już nie widziałam przez łzy. Ostatnie dwa odcinki to fillery. Przedostatni opowiada o tym co działo się jeszcze przed Clannad. Ostatni to typowe streszczenie dwóch serii w wątku... Nie napisze jakim, bo to by był bezczelny spoiler.
Nie wiem jakim sposobem dotrwałam do końca. Chyba tylko tym, że gdybym nie obejrzała końcówki to bym umarła z ciekawości jak to się właściwie skończy. I nie powiem - trzyma w napięciu do końca.
Ale znów: brak jakichkolwiek scen miłosnych. W sensie typowych. Przez dwa sezony najbardziej intymną sytuacją było trzymanie się za rękę. Czekałam DWA sezony, a nie było nawet JEDNEGO pocałunku. Nie mówiąc o tym, że... Ech nieważne... Tylko mnie denerwuje to wspominanie.
Reasumując
Clannad After Story: fantastyka, dramat, romans.
Z ostrym naciskiem na dramat. Nigdy jeszcze takiego nie widziałam. I chyba już nie chcę, bo mi głowa pęka od płakania. Albo od słuchania nietoperzy. Nie jestem pewna.
Nie polecam na PMS, oj wierzcie...
A teraz cza się pouczyć. Chociaż nie sądzę, by z takim bólem głowy dało się skupić... Ech... Nie mam już sily do niczego...
niedziela, 24 listopada 2013
Recenzja Clannad
Skończyłam oglądać Clannad. oczywiście nie chodzi o to, że w tym momencie. Ale skończyłam. I postanowiłam napisać coś na ten temat dla siebie na przyszłość, jakbym zapomniała o czym to było.
Clannad opowiada historię nastolatka - Okazaki Tomoya. Niby banał. Romans typu harem. Kilka dziewczyn skaczących dookoła niego. Tylko, że nie jest to typowe anime tego typu. Nawet pomijając fakt, że jest to fantastyka (dusze pałętające się po świecie) w pierwszej chwili, to po prostu żadna z dziewczyn nie jest nachalna. Na początku.
Szczerze powiedziawszy nie lubię romansów typu harem, ale za to uwielbiam dramaty. A przy Clannad ryczałam kilka razy prawie przez całe odcinki. Dla dramatu polecam, ale dla romansu nie. I tu dochodzimy do sedna sprawy.
To miał być romans. Prawie przez cały czas nic się nie dzieje tego typu. Jakieś drobne uwagi, sugestie. Tylko tyle. Przez caaaaały czas. Jako, że byłam nastawiona na romansidło, to zawiodłam się bardzo.
I to by było na tyle.
Clannad - fantastyka, dramat, school-life, romans.
A teraz jestem w trakcie Clannad After Story. To już mogę nazwać romansem bez zastanowienia. Więcej po obejrzeniu całości.
sobota, 23 listopada 2013
Pierwszy
Od pewnego czasu myślałam o założeniu bloga. Sama właściwie nie wiem po co. Prowadziłam kiedyś pamiętnik, ale jednak często go zapominałam. W końcu mi się zgubił. Ale fajnie jest teraz, jak już go znalazłam, poczytać stare wpisy.
Będę tu pisać o wszystkim, co mi przyjdzie do głowy. Nie wiem czy ktoś to w ogóle będzie czytał, czy nie (chyba mam nadzieję, że jednak nie), ale myślę, że ta forma zapisywania myśli może mi podpasować.
Nie będę pisać o sobie. Po co? To i tak właściwie tylko dla mnie.
Czasami chciałabym, żeby świat był prostszy. Żeby nie było tej stałej gonitwy za pieniędzmi, tylko po to by mieć za co się utrzymać. Mam nadzieje, że mimo wszystko, mimo wszystkich wpływów z zewnątrz nie zmienię się na gorszą, chciwą tylko gotówki siebie, że w przyszłości moja rodzina będzie dla mnie ważniejsza niż to, czy będziemy mieć za co wyjechać na wakacje.
Ale tak ogólnie to chyba jestem optymistką. Miejmy nadzieję... Ta... Optymistka z napadami lęku i frustracji. I zrzuca to wszystko na PMS. Spox. Ale - oby lepiej i do przodu.
Mam teraz fazę na Clannad. Nie mogę się pozbyć z głowy tej głupiej piosenki: "Dango dango dango dango, dango daikazoku..."... Chyba naprawdę jestem uzależniona od anime. Chociaż może nie od samego anime, tylko od zanurzania się w świecie fantazji. Nie trzeba wtedy myśleć o studiach, kołach, obiedzie i sprzątaniu. I marudzeniu tej drugiej połowy. Ech... Teraz on sobie śpi, a ja nie mogę zasnąć. I jaka tu jest sprawiedliwość na tym świecie?
Idę pooglądać jeszcze. Może się zmęczę i zasnę.
Będę tu pisać o wszystkim, co mi przyjdzie do głowy. Nie wiem czy ktoś to w ogóle będzie czytał, czy nie (chyba mam nadzieję, że jednak nie), ale myślę, że ta forma zapisywania myśli może mi podpasować.
Nie będę pisać o sobie. Po co? To i tak właściwie tylko dla mnie.
Czasami chciałabym, żeby świat był prostszy. Żeby nie było tej stałej gonitwy za pieniędzmi, tylko po to by mieć za co się utrzymać. Mam nadzieje, że mimo wszystko, mimo wszystkich wpływów z zewnątrz nie zmienię się na gorszą, chciwą tylko gotówki siebie, że w przyszłości moja rodzina będzie dla mnie ważniejsza niż to, czy będziemy mieć za co wyjechać na wakacje.
Ale tak ogólnie to chyba jestem optymistką. Miejmy nadzieję... Ta... Optymistka z napadami lęku i frustracji. I zrzuca to wszystko na PMS. Spox. Ale - oby lepiej i do przodu.
Mam teraz fazę na Clannad. Nie mogę się pozbyć z głowy tej głupiej piosenki: "Dango dango dango dango, dango daikazoku..."... Chyba naprawdę jestem uzależniona od anime. Chociaż może nie od samego anime, tylko od zanurzania się w świecie fantazji. Nie trzeba wtedy myśleć o studiach, kołach, obiedzie i sprzątaniu. I marudzeniu tej drugiej połowy. Ech... Teraz on sobie śpi, a ja nie mogę zasnąć. I jaka tu jest sprawiedliwość na tym świecie?
Idę pooglądać jeszcze. Może się zmęczę i zasnę.
Czemu tu się nawet nie da zmienić strefy czasowej? Czy ja na pewno chcę prowadzić bloga?
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)




