Moje kochanie obudziło mnie rano swoim wybieraniem się oddać krew. Ucieszyło mnie to bardzo, ponieważ oznaczało, że jak tylko wyjdzie to będę mogła wrócić do spania :) I to też zrobiłam. Więc...
Wstałam dzisiaj przed południem. Coś koło 11:40. Ostatnio nie mam zbyt wiele szans, by sobie tak pospać ponieważ "ktoś" postanowił, że powinniśmy wstawać wcześniej, bo to niezdrowe się tak wylegiwać w łóżku itp. Skorzystałam więc (w granicach możliwości) z tego, że "ktosia" nie było od rana XD
Dzień wcześniej mój zarejestrował nas na błenostronie. Dostałam więc smsa uprawniającego do kupna (za oddanie opakowań) dwóch biletów zniżkowych na jakiś seans w dniu następnym. Wybraliśmy nowe "Igrzyska Śmierci", bo pierwsza część fajna była, a aktorka grająca główną rolę jest świetna. Postanowiliśmy, po intensywnych rozmowach, że pójdę po 13 i kupię bilety na seans o 14. Pomogło w tym stwierdzenie, że jakieś szkoły chyba idą do kina, bo pozajmowane były całe tylne rzędy na wcześniejszych seansach. Późniejsze nie wchodziły w grę, bo w czwartki mam zajęcia od 17:05.
Jak ustaliliśmy, tak zrobiłam. Pojechałam tramwajem do Pasażu i wjechałam na poziom Multikina. I tu się zaczęło. Od momentu wejścia do tramwaju zaczęłam wydzwaniać do mojego męża, by się dowiedzieć kiedy wróci z tego oddawania krwi. Stojąc przed kasą w Multikinie nadal nie mogłam się dodzwonić. Zestresowałam się strasznie. Bałam się, że może coś mu się stało jak tam jechał, albo coś. Stresowałam się niezmiernie przez ponad pół godziny od wejścia do Pasażu. W końcu napisałam mu smsa, że nie kupię biletów, dopóki się nie dowiem czy zdąży dotrzeć na czas i zaczęłam dla odstresowania poczytać książkę. Nie zdążyłam strony przeczytać i zadzwonił, że właśnie wyszedł z krwiodawstwa, że jakaś szkoła przyszła krew oddawać, coś z 50 osób i dobrze że oddawał płytki, bo inaczej by w ogóle nie zdążył. Bla bla bla... A ja o mało co nie umarłam ze strachu, bo głupkowi nie przyszło do głowy, że siedzenie w krwiodawstwie co najmniej 2,5 godziny nie jest normalne, i że mógłby dać znak życia. A potem się dziwi, że jestem zdenerwowana i z byle powodu się zapalam... Ech...
Film był zaje...ty. Nie będę robić jego recenzji. Jak będę chciała sobie przypomnieć o czym był, to obejrzę jeszcze raz. I to nie będzie strata czasu. tylko szkoda, że się skończył w najlepszym momencie. To kiedy następna część? Za rok?
Po filmie szybki out z kina i na zajęcia. Potem do domu na późny obiad przygotowany przez moje kochanie. Szkoda, że nie jest tak codziennie. I szkoda, że się niedługo potem znów pożarliśmy, bo nie potrafi schować złożonego już prania do szafy...
THAT GIRL IS ON FIRE!
kocham deviantart :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz