sobota, 14 grudnia 2013

Cósiek

Dzisiaj rano przebudziłam się przed 7 i zwymiotowałam. Nie mam pojęcia dlaczego.

Wczoraj wieczorem poszłam na spotkanie z okazji pięciolecia istnienia stowarzyszenia w którym jestem wolontariuszką. Siedziałam tam 2,5 godziny nic nie robiąc, ponieważ moje kochanie stwierdziło, że jest chore i nie pójdzie. Wypiłam dwa kubki grzanego wina, zjadłam kawałek tortu i dwa winogrona. Potem wróciłam do domu i obejrzeliśmy film razem ze współlokatorami. A raczej bajkę - "Samoloty". Strasznie przewidywalna, humor naciągany. "Auta" były o niebo lepsze.

W międzyczasie jedliśmy okienka ("Przysmak Świętokrzyski"), wypiłam pół kubka wina samoróbki nowego współlokatora. I tyle. Nikt oprócz mnie nie zatruł się. Nawet mój mąż, któremu przyniosłam z imprezy kawałek tortu.

Winogrona?

Nieważne. Ważne, że przeszło mi do południa i mogłam pójść na 13 do pracy. Jutro mam jeszcze na dodatek zamknięcie. Nie lubię zamknięć. W środę znów, a miałam nadzieję na spotkanie z kolegą i obejrzenie tego filmu. Bo w końcu nam wczoraj nie wyszło, bo musiał jechać do brata po cóśtam.


Btw męczy mnie już ten mój mąż. Nie wiem czemu, ale od pewnego czasu stał się bardzo lovsiasty. Potrzebuje miłości jak małe zwierzątko. Chce by go co chwilę tulić i przebywać z nim cały czas. A ja chcę czasem też mieć chwilę spokoju. szczególnie w takich momentach jak teraz - po powrocie z pracy, gdzie przebywam z ludźmi przez 8 godzin z tylko 20 minutową przerwą.

Tak poza tym, to chyba będę przeziębiona, bo czuję, że mnie coś łapie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz